Za komplement - podarunek
- Od Mauretańczyków doświadczyłam ogromnej życzliwości i gościnności, pomimo dzielących nas różnic na tle kulturowym i religijnym. Rytuał parzenia i picia herbaty jest nieodłączny podczas przyjmowania gości. Trwa długo i dlatego też daje przestrzeń do bycia razem, rozmowy i dialogu. To nie jest nasza przysłowiowa mała kawa, bo ciągle się gdzieś śpieszymy i przesiadamy ledwie na chwilkę nawet w odwiedzinach. Mauretańczycy mają czas dla siebie, nie śpieszą się, przystają na ulicy w drodze do pracy czy szkoły, wymieniając pozdrowienia i uprzejmości nawet przez kilkanaście minut, co sprawia, że się oczywiście notorycznie gdzieś spóźniają. Mnie to wyprowadzało z równowagi, ale musiałam się z tym niestety oswoić i pogodzić – opowiada.
Szczodrość mieszkańców Mauretanii zaskakuje na każdym kroku. Człowiek proszący o jałmużnę podzieli się z drugim tym, co ma, pomoże, jeśli widzi, że ktoś tej pomocy potrzebuje i nigdy nie narzeka, zawsze mówi, że dzięki Bogu jest dobrze, a jak Bóg dopomoże to będzie lepiej...
- Najczęściej mówili to ludzie, którzy mieszkali na ulicy, często niepełnosprawni, bez kończyn, rodziny, jedzenia i dachu nad głową. Jest taka niepisana tradycja, że jak się powie komplement, że ci się jakiś przedmiot czy rzecz u kogoś podoba, to on się czuje zobligowany, aby ci to podarować. W ten sposób zostałam obdarowana kilka razy, ponieważ mówiąc komplement chciałam sprawić komuś przyjemność, dostałam między innymi melafę (mauretański strój kobiecy), ale także talerz czy kubek. Musiałam później bardzo powstrzymywać swoje okrzyki zachwytu, bo nie chciałam sprawiać kłopotu czy powodować, aby dawano mi cenne rzeczy – kontynuuje swoje opowieści.
Napisz komentarz
Komentarze