Kłusownictwo
...na wodach powiatu sławieńskiego trwa przez cały rok. Ryba jest łapana w sieci, rażona prądem, kuta ościeniami, szarpakami, a nawet widłami. Nielegalni łowcy biorą każdą rybę, którą da się sprzedać: wiosną polują na tzw. „białą” oraz szczupaki szykujące się do tarła na płytkich wodach przybrzeżnych, jesienią – na trocie i łososie odbywające gody w pomorskich rzekach.
Szczególnie okres tarła ryb łososiowatych to czas żniw dla kłusowników. Według specjalistów z Polskiego Związku Wędkarskiego, z procederu tego, od lat, żyją całe miejscowości nad Wieprzą i Grabową.
Słaba etyka wędkarzy
Dotarłem do sprawozdania Straży Rybackiej Polskiego Związku Wędkarskiego w Koszalinie z 1983 r. Omówiono w nim akcje przeciwko kłusownikom przeprowadzone w roku poprzedzającym.
W roku 1982 było ich 773. Wykryto 384 przypadki nielegalnego połowu ryb. Było dużo przypadków kłusownictwa prowadzonego na wielką skalę. Zarekwirowano aż 130 sieci, 6 ościeni, 11 haków do zabijania łososi, 2 kusze, wiele sznurów na węgorze.
Zatrzymano także 41 pontonów i 7 łodzi, które służyły do nielegalnego połowu ryb. Najgroźniejsze przypadki kłusownictwa skierowano do kolegiów do spraw wykroczeń (51 spraw), do prokuratur (2) oraz do Milicji Obywatelskiej (27). W łagodniejszy sposób ukarano 220 osób.
Według sporządzających raport, źle jest z etyką wędkarską. Ujawniono aż 136 członków PZW, którzy naruszyli regulaminy połowu ryb. Na kłusownictwie przyłapano nawet... społecznych strażników, wyznaczonych przez koła wędkarskie.
Pomimo tego, Ildefons Narkowicz komendant zawodowej straży PZW w Koszalinie uważał, że nastąpiła poprawa w ochronie wód przed kłusownikami.
Trudne do udowodnienia
W 1983 r. PZW chwaliło się, że w latach ubiegłych udało się rozbić wielkie gangi kłusownicze, złożone często z 3 - 10 osób. Martwiło się też, że niestety, nadal, głównie we wsiach nad rzekami i jeziorami, prosperują niemal zawodowi kłusownicy, działający najczęściej w pojedynkę.
Tacy kłusownicy byli między innymi nad Grabową w rejonie Jeżyczek i Darłowa oraz Lejkowa.
Strażnicy często znali nazwiska i metody działania kłusowników. Nie mogli jednak nic zrobić, bo aby udowodnić przestępcze działania trzeba ich ująć na gorącym uczynku, a to bardzo często nie było możliwe...
Sukces w Nowym Żytniku
W sprawozdaniu jest też opisana akcja, która zakończyła się sukcesem. Dwa tygodnie straż wędkarska polowała na grupę kłusowniczą operującą przy jazie na Grabowej, poniżej elektrowni w Nowym Żytniku. Kłusownicy zamykali śluzę, po kilku minutach woda poniżej zastawki opadała, a wtedy z płycizny wybierali łososie. Ślady otwierania i zamykania śluzy były częste. Wiele nocnych, zasadzek kończyło się bezskutecznie. Kręcili się nad rzeką mieszkańcy okolicznych wsi, ale towarzyszące im psy wykrywały zwykłe obecność zaczajonych strażników.
W czasie jednej z nocnych zasadzek nad rzeką pojawił się starszy mężczyzna z psem. Zachowywał się tak, jakby doglądał pasących się krów. Po rozejrzeniu się zagwizdał. Wtedy z lasku wyszło dwóch młodych mężczyzn z dorobionym kluczem do zamykania śluzy i z kaszorkami do wybierania ryb. Kiedy strażnicy wyszli z ukrycia, kłusownicy przeszli na drugi brzeg rzeki i poczęli uciekać. Tam wpadli wprost na drugą grupę strażników. Okazało się, że to kłusowała rodzina W. - ojciec z dwoma dorosłymi synami.
Napisz komentarz
Komentarze