W 2008 roku w szczecińskich mediach zrobiło się o Panu. Chodzi o słynne wydarzenie, podczas którego uratował Pan człowieka. Gdyby nie Pana pomoc, to zapewne ten mężczyzna by zmarł. Proszę przypomnieć, jak to wtedy było.
To był 81-letni wówczas pan Leszek. Ja byłem w drugiej klasie liceum. Był 1 listopada, plac Kościuszki w Szczecinie. Ten człowiek upadł na chodnik, ja to widziałem. Widziałem też ludzką znieczulicę – inni przechodzili obok i nie reagowali, kompletnie, mijali tego człowieka jak powietrze. To było straszne… Długo się nie zastanawiałem, zacząłem działać. Podbiegłem, sprawdziłem, że serce nie pracuje, że ten człowiek nie oddycha i rozpocząłem reanimację. Później pomogli mi przechodnie i pewien taksówkarz.
Skąd Pan wiedział co robić, jak zareagować, żeby pomóc, a nie zaszkodzić?
Nie uczyłem się wcześniej tego, nie przechodziłem żadnych kursów. Ale mocno się tym interesowałem, jak ratuje się ludzi. Takie przypadki znałem z różnych filmów i programów, ale też z akcji na żywo, które miałem okazję widzieć. W podobnych sytuacjach zdobywałem doświadczenie, jak pomagać ludziom, jak ich ratować w chwilach zagrożenia życia. I to wszystko się przydało.
Przydało się też bardzo mocno opanowanie. Skąd ta umiejętność? Nie każdy młody człowiek potrafiłby zdobyć się na odwagę, by zadziałać i pomóc innemu człowiekowi, a przy tym zachować zimną krew i na chłodno ocenić, co robić.
Byłem opanowany, to prawda, ale jednocześnie były też wtedy nerwy i to duże. O dziwo, jak pokazuje doświadczenie, te emocje nie wykluczają się. A byłem wtedy zdenerwowany, wręcz wściekły, gdyż początkowo byłem zdany sam na siebie. Ludzie przechodzący obok nie byli zainteresowani, żeby pomóc, i albo przystawali, żeby pooglądać, co się dzieje, jak jakiś pokaz ratowniczy, albo machali ręką, żeby dać spokój, bo to pewnie jakiś pijak się przewrócił. Straszne to było. A ja wiedziałem, że liczy się każda minuta. I wtedy, gdy reanimowałem pana Leszka – później miałem okazję go poznać – tylko jedna osoba zareagowała i mi pomogła podczas akcji. To na pewno dodatkowo przyczyniło się do tego, że pan Leszek przeżył. W międzyczasie dotarła do nas karetka z ratownikami i zabrała pana Leszka do szpitala, gdzie przez kolejne dni wracał do zdrowia. Pan Leszek, wtedy na ulicy, przeszedł rozległy zawał.
I przeżył dzięki Panu. Zachował się Pan, jak prawdziwy bohater.
Nie czułem się w ten sposób, nie czułem się bohaterem. Choć było mi bardzo miło, gdy zostałem wówczas wyróżniony przez prezydenta miasta. To był bardzo miły gest ze strony władz Szczecina. Wtedy dotarło do mnie, że zrobiłem coś bardzo ważnego. Moim zdaniem w ten sposób powinien zachować się każdy z nas. Przeraża mnie ta ogromna znieczulica wśród ludzi. Przez te wszystkie lata, podczas dziennikarskiej pracy, miałem okazję widzieć różne, często dużo cięższe przypadki, rannych po wypadkach, których trzeba było ratować. I bywało podobnie, czyli wielu gapiów wokół, ktoś robi zdjęcia, ktoś filmik, ale żeby ruszyć z pomocą – to już niekoniecznie, i nie zawsze dlatego, że ludzie kierują się niewiedzą, że nie wiedzą, co robić, często dzieje się tak właśnie z powodu obojętności na ludzkie cierpienie. To przerażające.
Nie uważa Pan, że już od najmłodszych lat powinniśmy być kształceni w zakresie udzielania pomocy przedmedycznej? Nie mówię tu o jednej lekcji, o jednym spotkaniu, ale o cyklu zajęć w ramach tzw. ratownictwa, by nawet najmłodsi wiedzieli, co robić, gdy ktoś leży na ulicy, czy nawet wtedy, gdy ktoś z biskich zasłabnie w domu, na oczach dziecka.
Jak najbardziej jestem za tym, by dzieci od najmłodszych lat miały możliwość kształcić się w tym kierunku. By mogły wypracować w sobie ten odruch, że trzeba pomagać i reagować na widok ludzi potrzebujących pomocy. Bo nie każdy wynosi takie nauki z domu. Dlatego przedszkola, szkoły, kluby osiedlowe, uczelnie powinny uświadamiać i kształcić także w tym kierunku. Zwłaszcza, że pojawiają się też nowe rozwiązania, czy urządzenia, jak np. defibrylatory. Dobrze by od najmłodszego dzieci uczyły się obsługi takich urządzeń. Osobiście, nie tak dawno, na zaproszenie prezesa KSM Na Skarpie, wziąłem udział w zajęciach z uczestnikami półkolonii, które zorganizowała spółdzielnia. Na szczęście takich działań każdego roku jest więcej.
Podczas spotkania wspólnie z Bernardem Krupskim, Honorowym Członkiem PCK w Koszalinie, opowiedzieliśmy dzieciom o tym, w jakich przypadkach oraz w jaki sposób należy udzielać pierwszej pomocy. Opowiedzieliśmy również o tym, jak ważne jest oddawanie krwi. Nie zabrakło informacji dotyczących historii Polskiego Czerwonego Krzyża. Miałem również okazję opowiedzieć o tym, w jakich sytuacjach udzielałem pomocy. A było ich wiele. Bo zdarzenie ze Szczecina, o którym tu rozmawialiśmy, było jednym z wielu. Nigdy nie przechodzę obojętnie obok potrzebujących pomocy. Zawsze reaguję. Kiedyś marzyłem o tym, by zostać ratownikiem medycznym. Kto wie, być może zdecyduję się jeszcze na kształcenie w tym kierunku, by udoskonalić swoje umiejętności. To, co jest bardzo ważne i co powinno dotrzeć do naszych czytelników, mieszkańców regionu, do każdego, to myśl, że trzeba pomagać, trzeba reagować, że nie wolno być obojętnym na cierpienie innych.
To moja dewiza i chcę zarażać nią innych.
Zachęcam Państwa do śledzenia mojego profilu na www.facebook.com/infolagocki albo wpisując w wyszukiwarce Redaktor Marek Łagocki.
Chcesz wiedzieć więcej o działalności Redaktora Marka Łagockiego? Kliknij w ten link. https://www.facebook.com/infolagocki
Rozmawiał Mieczysław Siwiec
Napisz komentarz
Komentarze